Korespondencja z doktorem Bohdanem Woronowiczem
W opublikowanym w styczniu 2013 na blogu tekście zatytułowanym Nie taka straszna, jak ją malują opisywałem stosunek polskich mediów do marihuany, starając się wykazać, że ilość nieprawdziwych informacji i manipulacji dotyczących tej substancji, pojawiających się w materiałach emitowanych w największych stacjach telewizyjnych przeważa nad ilością informacji rzetelnych i naukowo sprawdzonych. Skupiając się głównie na materiale Czarno na białym emitowanym w TVN24, zacytowałem kilkakrotnie z pamięci wypowiedzi doktora Bohdana Woronowicza, psychiatry i certyfikowanego specjalisty terapii uzależnień. Mój tekst – przedrukowany w magazynie Monar na Bajzlu – zwrócił uwagę dra Woronowicza i skłonił go do kontaktu ze mną w celu wyjaśnienia nieporozumień wynikających z mojej niewłaściwej interpretacji jego myśli. Za zgodą doktora Woronowicza publikuję na blogu krótką korespondencję, którą wymieniliśmy w ostatnich dniach.
Szanowny Panie Profesorze,
Zawsze sobie bardzo ceniłem Pana wiedzę m.in. na temat uzależnień i z wielką ciekawością oraz z przyjemnością czytałem Pana publikacje oraz słuchałem Pana wykładów.
Dzisiaj dowiedziałem się, że zostałem negatywnym „bohaterem” jednego z Pana artykułów na temat marihuany (Monar na bajzlu). Wielka szkoda, że przed wyrażeniem swojej opinii na temat “moich” wypowiedzi” dla tvn.24 nie zechciał Pan poznać moich prawdziwych poglądów.
W Pana artykule, odnośnie mojej osoby, znalazła się tylko jedna prawdziwa informacja, którą odczytałem jako złośliwość tj. to, że mam certyfikat specjalisty terapii uzależnień z nr 1. Pomimo tego, że jestem tylko „panem terapeutą” a Pan, jak przeczytałem na blogu „specjalistą od … ” zgadzam sie z Panem, że “przerażające swoja głupotą ale I szkodliwością było stwierdzenie … że THC pozostaje w mózgu do końca życia”. Tylko dlaczego wkłada mi Pan to w usta? Podobnie, jak banalne i śmieszne stwierdzenie, że “ludzie palący … idą ku śmierci ….”
Szanowny Panie Profesorze – to nie są moje poglądy. Chciałbym otrzymać szansę na ich sprostowanie, bo jest mi przykro i wstyd. Proszę o radę – jak można to zrobić?
Ponieważ dość często udzielam różnych wywiadów (co jest, nota bene, solą w oku u niektórych naszych wspólnych znajomych), to większości tych wywiadów nie oglądam. W tym momencie trudno mi sobie wyobrazić, żebym tak kiedykolwiek powiedział i stąd moja wielka prośba o jakiś link do tej “mojej” wypowiedzi, bowiem obawiam się, że została ona zniekształcona przez redaktorów audycji.
Chciałbym to obejrzeć również dlatego, bo być może (o czym jeszcze nie wiem), toczy mnie “ciężka skleroza”, chociaż w 71 roku życia amnezja nie powinna być jeszcze tak głęboka, bowiem pochodzę z długowiecznej rodziny. Może jeszcze jestem do uratowania?
Pozdrawiam Pana pogodnie i nadal będę Pana z przyjemnością czytał I słuchał.
Bohdan Woronowicz
Szanowny Panie,
Przykro mi bardzo, że ta stara sprawa w takim stopniu Pana dotknęła, zwłaszcza że sam nie pamiętam dokładnie wszystkich okoliczności, które legły u podstawy moich wypowiedzi i sam bardzo Pana cenię, bez względu na występujące niekiedy między nami różnice zdań. We fragmencie programu (http://www.tvn24.pl/czarno-na-bialym,42,m/pierwszy-krok-do-narkomanii,303200.html), do którego odnosił się mój tekst w „Monarze” (uprzednio opublikowany na blogu,https://vetulani.wordpress.com/2013/01/30/nie-taka-straszna-jak-ja-maluja/) rzeczywiście nie ma Pańskiej wypowiedzi na temat tego, że THC zostaje w mózgu do końca życia. Miałem wrażenie, że w którymś fragmencie programu taka wypowiedź padła. Pamiętam, że bardzo negatywne wrażenie zrobiły na mnie stwierdzenia „to wszystko (palenie) prowadzi do śmierci” i „wielu z tych ludzi (palących marihuanę) źle skończy, ja o tym wiem”, jak i cała wymowa programu – nastawiona w rzeczywistości na „straszenie”, a w niewielkim tylko stopniu na rzetelną edukację odbiorcy. Niestety nie jestem w stanie w całości zweryfikować wypowiedzi przytoczonych w moim tekście, gdyż w internecie dostępny jest jedynie fragment rzeczonego programu. W mojej, 78-letniej pamięci też mogą zachodzić przekłamania.
Jeżeli włożyłem coś nieprawdziwego w Pańskie usta, bardzo przepraszam. Uczyniłem to bez złej woli. Proponuję, ażeby Pański list i moją odpowiedź umieścić na moim blogu oraz skontaktować się z red. Grzegorzem Wodowskim ws. możliwości przedruku tej korespondencji na łamach „Monaru na Bajzlu” w ramach sprostowania.
Dziękuję za Pański list i wiarę, że u podstaw moich działań mogła leżeć nie zła wola, ale błędna interpretacja.
Z wyrazami szacunku,
Jerzy Vetulani
Szanowny Panie Profesorze,
Bardzo dziękuję za odpowiedź na mój list i przesłany link. Proszę jednak zwrócić uwagę na kontekst moich wypowiedzi np. n.t. śmierci – „łatwiejsza jest później droga do twardych narkotyków … a to wszystko przybliża do śmierci”. Czy tak nie jest? Druga wypowiedź: „niestety wielu młodych ludzi próbuje marihuany i część z tych ludzi źle skończy, ja o tym wiem…”. Tak niestety jest, bo dla pewnego odsetka eksperymentatorów otworzą się drzwi do korzystania z różnych „protez” życiowych i w końcu uzależnią się bądź od substancji bądź od jakiegoś zachowania dającego szybką gratyfikację.
Myślę więc, że nasze poglądy na temat używania substancji psychoaktywnych, wbrew pozorom, niewiele się różnią.
Powinien Pan wiedzieć, że jestem przeciwnikiem zarówno dopalaczy jak i marihuany (nie mówiąc o innych) nie z powodu wyrządzanych przez nie szkód zdrowotnych (somatycznych) ale dlatego, że posiłkując się nimi, młodzi ludzie przyzwyczajają się do tego, żeby uzupełniać swoje różne braki, dysfunkcje (chodzi głównie o kompetencje społeczne) w sposób sztuczny, a gratyfikację uzyskiwać bez większego wysiłku i bez prób naturalnego pozbycia się problemu.
Jestem przeciwnikiem straszenia kogokolwiek konsekwencjami jego zachowań. Nie lubię bardzo uczestniczyć w programach, które nie idą na żywo, bo nie raz miałem do czynienia z różnymi zniekształceniami. Godzę się na wypowiedzi wychodząc z założenia, że jeśli nie ja to na pewną znajdą kogoś innego, kto może powiedzieć jeszcze większe „głupoty” niż ja.
Nawet przez moment nie posądzałem Pana o złą wolę.
Szanowny Panie Profesorze, nie mam nic przeciwko umieszczeniu naszych listów na Pana blogu i w pisemku.
Z wyrazami szacunku
Bohdan Woronowicz
Nie poczuwam się do intelektualnej kompetencji wystawiania oceny w sprawie poglądów opartych na naukowej wiedzy dwóch znakomitych osobowości świata nauki, ale swoje trzy grosze – jak ta żaba w kuźni, gdzie podkuwali konie – chciałbym jednak dorzucić.
Już od dłuższego czasu żyję poza krajem, głównie z przyczyn kulturowych, czasami uniemożliwiających niektórym ludziom choćby znośne życie w Polsce, ale z zainteresowaniem – i z wciąż rosnącym niezadowoleniem – obserwuję dziejące się w tym kraju dzieje. Trwa wciąż zaostrzająca się wojna polsko-polska, rozgrywana na różnych już płaszczyznach. Sytuacja jest straszna i nie możemy nijak się z niej wyzwolić. Do czynienia mamy raczej z eskalacją niż tendencjami do opamiętania.
Na tym tle dialog naukowy Pana Prof. Vetulaniego z doktorem Bohdanem Woronowiczem ma dla mnie podobne znaczenie, jakie niegdyś wzbudziła w starożytnym świecie legendarna Gwiazda betlehemska. Poziom tego spokojnego dialogu – chcę w to wierzyć – zwiastuje nadzieję na pojednanie. I staje się dobrym przykładem rozwiązywania sporów w naszej ojczyźnie.
Szczególną rolę w tym dialogu przypisuję reakcji Pana Prof. Vetulaniego na lekkozaczepny list pana Doktora. Bez emocji i bez uniesienia Pan Profesor zaproponował i podjął partnerski dialog w tonie pojednawczym, ze wszystkimi oznakami szacunku dla partnera dialogu, otwarcie, z jasną koncepcją załatwienia nieporozumienia i bez cienia osobistej urazy. Pan Doktor skorzystał z propozycji zażegnania urazu, choć godząc się, jeszcze troszeczkę kluczył i wykorzystał sposobność do przypisania sobie śladowych racji.
Szanowny Panie Profesorze, postawa Pana jest godna szacunku. Niniejszym wyrażam mój szacunek dla Pańskiej mądrości życiowej, chociaż – jak to już wcześniej zaznaczyłem – nie mnie oceniać Pańską wiedzę i kompetencje naukowe. Oceniam Pańskie człowieczeństwo, Pańską skromność, Pańską roztropność, Pańską kulturę osobistą. Pozwalam sobie na to wyłącznie z wdzięczności za Pańską działalność publicystyczną, którą z zaciekawieniem i podziwem obserwuję. Składając na Pana ręce podziękowania, wyrażam też nadzieję, że przykład rozwiązywania sporów inteletualnych, jaki Pan prezentuje na swoich internetowych stronach, może też stanie się szansą w rozwiązywaniu ogólnego zapętlenia, wywołanego bezlitosną i bezrozumną wojną polsko-polską.
Maciejka-Maciejka said this on 21 lipca, 2014 @ 7:50 pm |
Maciejka napisał:
„Składając na Pana ręce podziękowania, wyrażam też nadzieję, że przykład rozwiązywania sporów intelektualnych, jaki Pan prezentuje na swoich internetowych stronach, może też stanie się szansą w rozwiązywaniu ogólnego zapętlenia, wywołanego bezlitosną i bezrozumną wojną polsko – polską”.
Początkowo miałem się nie wypowiadać, bo najprawdopodobniej uczyniłbym to o wile gorzej niż mój przedmówca. Można tu rzec: nic dodać, nic ująć. Pozwolę sobie jednak na bardzo krótką refleksję.
Poziom kultury osobistej zależy od wielu czynników. Sądzę też, że jest on w jakiś sposób proporcjonalny do zapotrzebowania na obcowanie z kulturą w ogóle.
Rozwiązywanie sporów w dobrym stylu jest cechą ludzi wielkich. „Monitorując” zachowania sporej rzeszy rodaków – podobnie jak Maciejka – nabieram ochoty na emigrację. Puentując swój krótki wpis przytoczą wypowiedź Pana Jerzego Niecikowskiego, która w mojej ocenie nie jest oderwana od wyrażonych przeze mnie spostrzeżeń:
„To smutne oglądać w pustej sali film wybitny, być może arcydzieło (…). Na seanse przychodzi po kilkanaście osób (…). Nie współczuję jednak Jerzemu Kawalerowiczowi, przeciwnie – chciałbym mu szczerze pogratulować, a współczuję nieobecnej widowni. Ludzie kim będziecie, gdy za kilka lat nie będzie już kolejek po cukier, ryż czy papierosy?” Jerzy Niecikowski o filmie „Jeniec Europy” z roku 1989. („Mistrzowie Polskiego Kina”. Warszawa 2011, nr 18.).
Dariusz. said this on 26 lipca, 2014 @ 6:07 pm |
Onegdaj moja żona leżała w szpitalu, w Rzeszowie, bowiem tamże pracowaliśmy i mieszkaliśmy, przez 8 długich lat. Do szpitala owego weszli przedstawiciele mediów i uzyskali dostęp do dokumentów pacjentów, wydało się więc że pewna pacjentka ma meldunek w dalekim Żywcu. Była to moja zona, mieszkając w owym czasie od 7-dmiu lat w Rzeszowie, w wynajętym mieszkaniu, formalnie byliśmy bowiem zameldowani w domu moich rodziców. Dziennikarz w dyrdy pogonił do jej łóżka, nakłonił ją do zwierzeń ( czy dobrze karmią? czy się opiekują? fajnie jest? ) po czym w lokalnej TV puszczono jej wypowiedź „fajnie jest” ( dosłownie, poniżej 1-dnej sekundy) dodając że Rzeszowski szpital jest tak sławny z powodu poziomu naukowo-medyczno-towarzyskiego że aż ludzie z dalekich Beskidów nie marzą o niczym więcej niż o tym by tam sobie poleżeć.
Ot i cała prawda o mediach…
Szanowny Panie Profesorze – nie jest Pan bynajmniej pierwszą osobą która odszukując w nagraniu programu TVN dawnego kontekstu, nie znajduje go. Stacja ta ( i wiele innych) jest bowiem mistrzowsko przygotowana do takiego zadawania pytań by potwierdzać z góry założoną tezę, robi to jednak w takiej formie, że po latach nie sposób odczytać kontekstu i znaczna cześć przekazu niewerbalnego – znika. Po upływie czasu panowie redaktorzy są wręcz skłonni przedstawiać rzecz całkiem na opak – a więc że nie atakowali wściekle, ale darzyli sympatią, że nie nadpali ale chronili, że nie zapędzali w matnię ale wyjaśniali itp.
Pozdrawiam
kazekkurz said this on 27 grudnia, 2014 @ 6:50 pm |
„posiłkując się nimi, młodzi ludzie przyzwyczajają się do tego, żeby uzupełniać swoje różne braki, dysfunkcje”
Przeokropna generalizacja! Doprawdy pierwsze słyszę by palenie marihuany służyło głównie rozwiązywaniu problemów (fakt, ze używa się jej między innymi w leczeniu depresji, która jakby nie patrzeć problemem jest). Myślę że znacznie ważniejszym powodem jej zażywania jest chęć wzmocnienia wrażeń pozytywnych oraz możliwość zobaczenia rzeczywistości z perspektywy nieco innej niż na ta codzienna, co działa niezwykle twórczo oraz czasem nawet zbawiennie – ukazując np inne rozwiązania problemu o ile takowy w ogóle istnieje.. Czy marihuana używana jest tylko przez ludzi młodych i z problemami? Absurd! Z braku legalnej marihuany Ci ludzie młodzi używają znacznie gr po mniejszych używa w rodzaju alkoholu, które nie tylko pogłębiają problemy ale niszcząc zdrowie, stwarzają nowe i nie tylko ludzi młodych przecież przytoczone przez B. Woronowicza słowa pokazują, typowe dla terapeutów, mających do czynienia z ludźmi chorymi lub zaburzonymi, którzy stanowią niewielki niereprezentatywny procent populacji, skrzywiony obraz rzeczywistości, postrzeganie jej przez osobę, która nie wie o czym mówi, samej widząc wszystko jedynie z zewnątrz z najgorszego mozliwego punktu widzenia
Armageddon said this on 22 czerwca, 2015 @ 7:06 pm |