Odeszła Kicia!

Dla nas znacznie za wcześnie, dla niej chyba nie. Już bardzo cierpiała, już lękała się przejścia. Ale wciąż z żywym umysłem i humorem.

https://vetulani.files.wordpress.com/2014/08/kika.jpg

fot. Franciszek Vetulani

Władze państwowe zdążyły w ostatnim momencie wręczyć jej Order Odrodzenia Polski — i na szczęście od razu oficerski. W lutym władze Krakowa przyznały jej medal Honoris Gratia. Zwykle honory i odznaczenia dla naprawdę wybitnych sypią się prawie równocześnie z grudami ziemi na wieko trumny, a przecież Kice oficjalne uznanie należało się lata wcześniej. Ale miłość i uznanie ludzi miała od dawna. Wszystko opiszą inni, Kice należy się wielka biografia (ach, gdyba wzięła się za to Olczakówna mógłby powstać drugi „Ogród Pamięci”). Kika genialnie witalna — od czasów „Szaszkewiczowej” Wiśniaka, Kika — prawdziwa artystka-tkaczka, która po wypadku i wyłączeniu lewej ręki przerzuciła się na malarstwo, Kika — patriotka, organizująca nie tylko pomoc żywnościową miasta Stavanger dla ludności Krakowa, ale także zdobywająca i szmuglująca sprzęt typograficzny dla krakowskiej „Solidarności” — tej „Solidarności” Środonia, Goerlicha, Zdrady i Teresy Passakas, Kika – która grubo po dziewięćdziesiątce zaczęła prowadzić swojego bloga… Jeszcze w ostatnich wpisach wspomniała o mnie: „Odbiorę ten order, jeżeli dożyję, i nie są to doprawdy żarty w stylu Jurka Vetulaniego!”.

A spotkaliśmy się pierwszy raz w Piwnicy pod Baranami. Nie wieki, ale ponad pół wieku temu. Była dla mnie, dla Marysi, i dla reszty Piwniczan po prostu stara, starsza o prawie 20 lat od każdego z nas. Matka dzieciom. Samotna. Zepchnięta ze szczytów drabiny społecznej na oficjalnie najniższe piętra — całkowicie wyzutych z majątku bezetów (kto jeszcze pamięta, kto to byli bezecni). Bagaż nieznanych nam doświadczeń — młodość w Polsce międzywojennej, okupacja z pozycji jednak uprzywilejowanej, choć w konspiracji, straszliwy krach w komunistycznej Polsce, wielka bieda, macierzyństwo w skrajnie ciężkich warunkach — wszystko to powinno stworzyć ogromną barierę. A nie stworzyło. Kika nie była jedną z nas, ale była nasza. Rok 1956 — my, młodzi, nabuzowani seksem, nadziejami na zmiany, ona z dystansem, ale pogodnym dystansem — do świata, aseksualna (dla nas osoba po trzydziestce to była już starość). Ale mieliśmy wspólny język. To, że ten wspólny język zaistniał to jej oczywiście zasługa. Jej poczucie humoru, bardziej chyba nakierowane na siebie niż na otoczenie, i rozbrajająca życzliwość.

To, że witałem ją słowami „Jak się masz, stare pudło?” nie miało cienia obraźliwości i przez Kikę było przyjmowane tak normalnie, że nie usiłowała nawet odpowiadać na przykład „ty nieopierzone szczenię”, co zresztą przez nas też byłoby uznane za naturalne.

Kika miała fantastyczny stosunek do siebie. Któregoś wieczoru, kiedy naprawdę wyglądała ładnie i my skomentowaliśmy to z uznaniem: „Kika, jak świetnie wyglądasz!”, natychmiast ripostowała: „Jezus, Maria, to tak już ze mną źle?”.

https://vetulani.files.wordpress.com/2014/08/jvkika.jpg

Ostatnia wizyta u Kiki, październik 2013, fot. Franciszek Vetulani

W tych czasach nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bywało jej ciężko. Opowiadała mi, że pracując jako pielęgniarka z bardzo niewielką pensją, oszukiwała głód podkradając z aptecznych zapasów amfetaminę (która wtedy nazywała się psychedryna albo benzydyna i była powszechnie używana przez speleologów i kilku z nich uratowała życie, a ponadto zapisywana przez lekarzy z przychodni studenckich przed sesjami, co pozwoliło wielu zdać w terminie i z dobrym wynikiem ciężkie egzaminy — mnie matematykę).

Kiki mieszkanie na Urzędniczej. Jasza i Maciek na pawlaczu, zawsze uroczo. Nie tak kultowe, jak Janki Garyckiej na Groblach, ale jakoś bardziej gemuetlich. Mieszkania starszych pań w Krakowie wymagają osobnej monografii.

Potem Kika znikła. Przeniosła się wraz z Jaszą do Stavanger. Został w spadku Maciek jako przyjaciel, a potem ważna osoba – psycholog na Monte, przekazywał wszystkie informacje o aresztowanych w stanie wojennym. Ale oczywiście Kika w Norwegii była Kiką pomocną i życzliwą, za jej przyczyną lokalna gazeta w Stavanger zrobiła z Krakowa miasto pod opieką stavangeroweców, paczki z pomocą humanitarną zaczęty napływać w czasie „Solidarności”, a potem przez cały stan wojenny. Pewnie za jej sprawą i nasz adres był adresem, na który paczki przychodziły masowo, a my musieliśmy dostarczać je adresatom, lub decydować, gdzie dawać paczki bez adresu (najczęściej do Kurii). Paczki były szczególnie niewygodne w pierwszych miesiącach stanu wojennego, kiedy komunikacja była sparaliżowana. Bardzo wiele woziło się na sankach.

Niektóre paczki były kradzione — na poczcie, przed pocztą — nie wiem. Otóż w jednej z paczek Kika dla Wandy i Maćka wysłała w paczce herbaty 100 dolarów. Paczka w ogóle nie doszła. Ale Wanda na tandecie kupiła paczkę herbaty, w której na dnie znalazła… te właśnie zaginione 100 dolarów! To właściwie anegdota przypominająca swoim charakterem wiele historii z niesamowitego życia Kiki — tak zabawnych i nieprawdopodobnych, że niektórzy w ogóle w nie nie wierzyli. Podobnie, jak po publikacji pierwszych odcinków „Szaszkiewiczowej” Wiśniaka niektórzy nie wierzyli, że bohaterka komiksu istnieje naprawdę.

Z politycznego punktu widzenia ważniejsza była pomoc dla organizacji „Solidarności”. Komisja „S” przy Oddziale i Placówkach PAN dostała za pośrednictwem Kiki drukarkę — rzecz podówczas niesłychanie cenną.

https://vetulani.files.wordpress.com/2014/08/kika_drukarka.jpg

Kika przekazuje drukarkę Komisji Zakładowej „S” przy Oddziale i Placówkach PAN w Krakowie, od lewej: Jerzy Zdrada (szef Komisji), Piotr Błoński (drukarz), Teresa Passakas, Jan Środoń, Wanda Szaszkiewicz, Jerzy Vetulani, Kika Szaszkiewicz

Potem Kicia wróciła i zamieszkała u Maćków, na Majorce. Zaczęły się otwarte czwartki, w których można było się spotkać z nią i ciekawymi przyjaciółmi. Kika zresztą zawsze była aktywna towarzysko. Bardzo długo przychodziła na moje urodziny i ewidentnie tłok jej nie męczył. Kiedy liczba gości wzrosła do tego stopnia, że dzieliliśmy imprezy na „dla młodych” i „dla starych”, Kika zdecydowanie domagała się zaproszenia na obie. I zawsze była ośrodkiem rozmów i żartów.

Klasyka naszych przegaduszek dotyczyła świecenia próchna. W swojej ostatniej dedykacji dla mnie napisała: „Teraz Jurku oboje świecimy, tylko że ty także talentem”. Oczywiście talentami przewyższała mnie znacznie. Była wielowymiarowa. Artystka. Kopalnia wspomnień. No i zawsze pełna empatii, bo w końcu jej właściwym zawodem był zawód pielęgniarki. I ta empatia i życzliwość z niej promieniowały.

Wszyscy kochali Kikę. Jej ostatnie urodziny były tego cudownym dowodem.

Żegnaj stara przyjaciółko! Dzięki tobie stawaliśmy się lepsi, a nasze życie, nawet w mrocznych czasach, było barwniejsze.

~ - autor: vetulani w dniu 16 sierpnia, 2014.

Komentarze 2 to “Odeszła Kicia!”

  1. I jakże mi nawiązać do potoku tak bardzo serdecznych słów? Cóż dodać? Bo ująć nie sposób. Kika. Kochana Kika. Przez wszystkich kochana. Z wyjątkiem władz państwowych. Jakże często w Polsce była to sytuacja normalna. Była? Czy może nadal bywa? Kto tego nie przeżył, ten nie zrozumie.

    Kika była mi nieznana. Nasze drogi życiowe nigdy nie skrzyżowały się. Nigdy jej nie poznałem. I już choćby z tego powodu, jakże mi żal. Siebie samego. Bo to moja wielka strata. Tak to czuję. I tak to rozumiem.

    Normalna kolej rzeczy? Czas mija, ludzie odchodzą, świat się zmienia… Ale kochanych ludzi żal. Normalnie żal. Zawsze. Bo czy natura uzupełni tę stratę? W którą stronę podąży świat bez Kiki?

    W ostatnim momencie władze państwowe dopadły Kikę z Orderem OP. I tak miała dużo szczęścia, że mogła ten moment satysfakcji przeżyć. Moment jakże marnej, państwowej wdzięczności polskiej ojczyzny za nadzwyczajną ludzką przyzwoitość Kiki. Za przyzwoitość całego jej życia. Order za normalne człowieczeństwo.

    Kłaniam się nisko przed Kiką w hołdzie wdzięczności. Za całe dobro jej zwykłego, choć niełatwego życia. I za natchnienie. Dla mnie, na pewno. Ale może i dla innych?

  2. Piękne pożegnanie przepięknego Człowieka. Dziękuję.

Dodaj komentarz